piątek, 22 lipca 2011

Pyjama day

Jedna z głównych zasad, do których sama doszłam, obserwując swoje domowe życie zawodowe, brzmi: zachowuj się, jakbyś nie pracował w domu. Wyznacz sobie rygor, którego nie narzuca na ciebie szef. Zachowuj się jak normalny pracownik etatowy. Pomijasz zaledwie jeden element jego życia — podróż do pracy i z powrotem. No i oczywiście ploty w biurze przy kawie.

Wstań więc rano, oporządź się, zjedz śniadanie (niejadaczom śniadań mówię nie nie nie). Ubierz się. Możesz odpuścić niewygodne garsonki i garnitury, ale zaklinam cię, ubierz się, bo nie wyjdziesz mentalnie ze swojego łóżka. Łóżko zresztą też pościel, bo kołderka lubi podstępnie do siebie przyzywać. Pod żadnym pozorem nie siedź w piżamie. Nie zaczynaj nawet w niej pracy.

Dla umysłu to jest sprzeczność trudna do przełknięcia. Ciuchy nocne i dzienna aktywność. Tu sen, tu porywająca jawa. Może się pomieszać. Wstałam na chwilę czy to już naprawdę dzień?

Nie wiesz, czy opłaca się zjeść śniadanie, ale jednak wcinasz coś na szybko nad komputerem, dokarmiając jednocześnie klawiaturę. Marzną stopy. Nie pamiętasz, czy myłeś zęby. Prysznica na pewno nie brałeś, bo byś się przecież ubrał jak człowiek. Mnóstwo myśli zaprząta głowę, tylko nie to, nad czym o tej porze powinieneś się skupić: praca. Produktywność leci w dół, dzień roboczy na zmarnowanie.

Piżama to diabeł wcielony, demobilizujący i demotywujący. Podświadomy brak świtu, mentalna noc i rozespanie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz