poniedziałek, 10 stycznia 2011

Sprostowanie

Muszę chyba coś wyjaśnić na początku. Napisałam, że moje pracowanie w domu to nie klikanie w banerki. To prawda. Ale do typowego freelancera też jeszcze mi sporo brakuje.
Mój układ przypomina trochę telepracę. Ale nie pracuję za stałą miesięczną pensję. Rozliczam się ze swojej własnogłownej pracy. Nie mam firmy, z różnych i naprawdę wielu powodów, więc zamiast faktur wysyłam rachunki do umowy o dzieło i zlecenie. Taki układ mi odpowiada i jeszcze przez najbliższy czas będzie mi odpowiadał. Oprócz głównego zleceniodawcy zdarzają się poboczni. Roboty mam po sufit i nie muszę się na razie martwić na przyszłość.
Można powiedzieć, że jestem pomiędzy (tele)pracownikiem etatowym a rasowym freelancerem.

I żeby była jasność: dzieci jeszcze nie mam, wobec czego punkt 9. z poprzedniego postu może się wydawać naciągany i nieprawdziwy, ale naprawdę brałam go pod uwagę 2 lata temu, gdy zaczynałam na hurra pracę w domu. No bo kiedyś ten moment nadejdzie.

Tyle tytułem doprecyzowania, żeby nie było później zdziwienia, że głupoty wypisuję. Od teraz będzie na temat. ;-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz